Recenzja filmu

Grinch: świąt nie będzie (2000)
Elżbieta Kopocińska
Ron Howard
Jim Carrey
Taylor Momsen

Gwiazdka po amerykańsku

<a class="text" href="fbinfo.xml?aa=1429"><b>"Grinch - świąt nie będzie"</b></a> to szaleństwo, które kilka tygodni temu opanowało Amerykę. W przeciągu pierwszego weekendu film ten zarobił ponad
"Grinch - świąt nie będzie" to szaleństwo, które kilka tygodni temu opanowało Amerykę. W przeciągu pierwszego weekendu film ten zarobił ponad 50 milionów dolarów a obecnie okupuje pierwsze miejsca amerykańskiego box office. Czy podobna sytuacja powtórzy się w Polsce, nie sądzę, bowiem jeśli chodzi o podejście do świąt Bożego Narodzenia kultury polska i amerykańska drastycznie się od siebie różnią. Powieść "How the Grinch Stole Christmas" autorstwa Thedodora Geisela, która posłużyła za podstawę scenariusza do filmu, po raz pierwszy ukazała się w USA w 1957 r. Od tamtej pory zalicza się ona do ścisłej klasyki amerykańskiej literatury dziecięcej. Książka była wielokrotnie wznawiana a producenci wielokrotnie próbowali przekonać żonę autora, obecnie właścicielkę praw do powieści, do realizacji filmowej wersji "How the Grinch Stole Christmas". Ich starania wreszcie zostały uwieńczone sukcesem i w tym roku reżyser Ron Howard dokonał wreszcie oczekiwanej przez wielu ekranizacji Akcja filmu rozgrywa się w małym miasteczku o nazwie Ktosiowo. Jest to urocze miejsce zamieszkałe przez dobrych i łagodnych ludzi, którzy nade wszystko kochają Boże Narodzenie. Na długo przed nadejściem Gwiazdki zaczynają odliczać dni dzielące ich od święta a całą społeczność opanowuje szał kupowania prezentów. Jednak nie wszyscy darzą tak wielką sympatią święta Bożego Narodzenia. Wśród mieszkańców Ktosiowa są dwie osoby, które do Gwiazdki mają mniej entuzjastyczny stosunek. Pierwszą z nich jest mała dziewczynka Betty Lou Ktoś uważająca, że Święta nie polegają jedynie na kupowaniu prezentów a drugą niesympatyczny Grinch, który do Gwiazdki żywi czystą nienawiść. Pewnego dnia wpada on na pomysł aby pozbawić mieszkańców Ktosiowa Świąt i w tym celu zamierza wykraść z miasteczka wszystko, co może kojarzyć się z Bożym Narodzeniem - choinki, prezenty, bombki etc. Czy Grinchowi uda się zrealizować ten perfidny plan i jakie będą tego skutki? O tym przekonać muszą się już sami widzowie. Czy jednak warto wybrac się do kina, żeby poznać tą tajemnicę? Moim zdaniem nie "Grinch - świąt nie będzie" to bowiem kwintesencja amerykańskiego kina familijnego. Na początku dowiadujemy się, że mieszkańcy Ktosiowa są bardzo dobrzy a Grinch jest zły, później okazuje się, że Grinch jest zły, ponieważ część mieszkańców Ktosiowa była dla niego niedobra w dzieciństwie a na końcu wszyscy się kochają i wspólnie śpiewają kolędy. Trudno wymyślić coś bardziej mdłego. Przecież temat świąt Bożego Narodzenia wielokrotnie był eksploatowany zarówno w literaturze jak i w filmie, ale jedynie Amerykanom udało się uczynić z niego nieznośnie słodki, cukierkowy fenomen. Spójrzmy na Dickensa i jego opowieść wigilijną. Przecież powieść tą czyta się bardzo dobrze a morał jaki z niej wynika bynajmniej nie opiera się na tym, że główny dowiaduje się, iż jest otoczony przez kochających, dobrych ludzi i pod ich wpływem zmienia się. Scroodge sam zaczyna na siebie patrzeć, kiedy kolejne z duchów przypominają mu poszczególne etapy jego życia. Równie dobrze ta sytuacja mogłaby się wydarzyć nie w święta Bożego Narodzenia, ale w każdy inny dzień roku. Dzięki temu książka jest wiarygodna i do dnia dzisiejszego znajduje coraz to nowe rzesze zwolenników "Grinch - świąt nie będzie" to jednak film typowo amerykański, który porusza problem ważny, ale moim zdaniem, istotny jedynie dla tego narodu. Otóż wspomniałem wcześniej, iż mała dziewczynka Betty Lou Ktoś ma poważne wątpliwości, co do świąt Bożego Narodzenia, które jej zdaniem nie powinny ograniczać się jedynie do kupowania prezentów, co więcej "zły" Grinch również wygłasza podobną kwestię informując mieszkańców Ktosiowa, iż większość upominków i tak ląduje na zamieszkanym przez niego wysypisku śmieci. Święte słowa, ale dotyczą one, tak jak napisałem wcześniej, głównie społeczeństwa amerykańskiego. Powszechnie wiadomą rzeczą jest bowiem, iż w USA przed Gwiazdką sklepy pracują 24 godziny na dobę a obniżki cen osiągają szczyt. Wszyscy popadają w manię w kupowania prezentów a dzięki korzystnym promocjom z reguły kupują o wiele więcej niż potrzebują. W związku z tym od kilku już lat w Stanach obowiązuje "nowa świecka tradycja", iż zaraz po świętach sklepy są czynne albo bardzo krótko, albo nie przyjmują zwrotów zakupionych towarów. W takiej sytuacji problematyka poruszana przez film jest niezwykle jasna i zrozumiała. Niestety, nie odnosi się ona do naszego kraju. Może się mylę, lata dziecięce, kiedy z utęsknieniem czekałem na prezenty pod choinką mam już dawno za sobą, ale wydaje mi się, że naszej tradycji to nie upominki, ale specyficzna atmosfera i uczucia rodzinne decydowały o wadze i znaczenia tego święta. Z tego też powodu przesłanie jakie niesie ze sobą "Grinch - świąt nie będzie" nie jest dla naszych widzów, nawet tych najmłodszych tak istotne jak dla dzieci amerykańskich Nie chcę w tym miejscu krytykować kultury USA. Jest to zupełnie inny kraj, który rządzi się swoimi prawami i dla jednych są one zrozumiałe a dla innych nie. Pragnę jedynie pokazać, że bywają sytuacje, kiedy nie wszystko to co jest ważne i istotne w innym kraju będzie miało takie samo znaczenie w Polsce i "Grinch - świąt nie będzie" jest tego najlepszym przykładem Sam film jest sprawnie zrealizowany. Nie sposób odmówić talentu scenografom, którym udało się stworzyć bardzo wiarygodne Ktosiowo oraz charakteryzatorom, dzięki którym miasteczko zaludniło się atrakcyjnie wyglądającym postaciami. Również aktorzy dobrze sprawdzają się w swoich rolach. Największe uznanie należy się w tym miejscu Jimowi Carreyowi, który mimo, iż cały film porusza się ubrany w futrzastym, zielonym kostiumie a jedynymi elementami, którymi może grać są usta i oczy to jednak udało mu się stworzyć bardzo przekonywującego Grincha. Grany przez niego bohater jest "sympatycznie antypatyczny", zabawny, choć, to trzeba wyraźnie powiedzieć, humor jaki sobą reprezentuje nie zawsze jest zbyt wybredny. W tym miejscu należy na chwilę się zatrzymać. Spostrzegłem bowiem, iż od jakiegoś czasu w coraz większej ilości filmów zaczynają pojawiać się wstawki humorystyczne rodem z toalety. Rozumiem, że może większość ludzi to bawi, ale nie uczmy tego rodzaju żartów dzieci. Przecież jedynymi powodami do śmiechu nie musi być puszczanie bąków, bekanie, czy inne tego rodzaju "pyszności". Dzieci są często bardziej inteligentniejsze niż nam się wydaje i sztuka polega na tym, żeby rozbawić je nie uciekając się do najniższych znanych ludzkości żartów Proszę pamiętać, że wszystko to co napisałem jest moją subiektywną opinią a jak powiedziałem wcześniej lata dziecięce mam już dawno za sobą. Może zatem nie zrozumiałem do końca oglądanego filmu, albo też jego przesłanie i sens nie za bardzo do mnie dotarły. Uważam jednak, że nasza rodzima literatura może poszczycić się znacznie lepszymi utworami gwiazdkowymi niż prezentowany na ekranach "Grinch - świąt nie będzie". Z tego powodu nie powiem, czy polecam, czy nie polecam, ale pozwolę każdemu z czytelników samodzielnie zdecydować się na ewentualną wycieczkę do kina.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones